Wiecie co mnie dziwi? Że wszystko wszystkich dziwi. Że my tacy wiecznie zdziwieni. To mnie dziwi.
Czasem odnoszę wrażenie, że my byśmy chcieli to życie przeżyć z jakimś tutorialem. Albo żeby ktoś nam puścił nasze życie raz na jakimś CD, a potem – już trochę zaznajomieni z tematem – my sobie to życie przejdziemy jeszcze raz. Jak w Mario – dokładnie wiedząc w którym momencie wyskoczy ten pojebany gryzący kwiatek z tych zielonych rur. I my się dobrze na ten kwiatek wycelujemy, tak że nas pierdolony nie dziabnie.
A piszę o tym, bo oczywiście wydarzyła się niedawno rzecz szalenie niesłychana. Otóż ktoś postanowił mnie PRZESTRZEC przed tym jak wygląda bycie mamą. I że w ogóle ten etap wszystko zmienia. I że nic nie jest takie samo. I że NIE MYŚL sobie drogie dziecię, że u ciebie będzie inaczej.

Wiecie co? Od lat słyszę tego typu rzeczy. Totalnie serio, przynajmniej od 10 lat ciągle ktoś nie przed czymś próbuje ostrzegać. Bo sam myślał, że będzie A a wyszło B. To i ci powiem, żebyś później zdziwiona nie była.
Ostrzegali mnie przed studiami. Ostrzegali mnie przed związkiem z jedynakiem! Ostrzegali mnie przed ślubem, wyprowadzką do Anglii (generalnie za granicę). Ostrzegali mnie kurwa chyba dosłownie przed wszystkim.
I nieustannie ostrzegają mnie przed byciem mamą. Dodając oczywiście, że to najpiękniejszy czas w życiu. Ale wszystko zmienia. WSZYSTKO.
Ej…. Serio?
Nie wiem czy trzeba być mamą, by to wiedzieć. Nie no, pewnie trzeba. Chodzi mi o to, że ja jestem świadoma – tak jak byłam przed każdym ważnym wydarzeniem w życiu – że życie się zmienia. ALE! Jeszcze bardziej jestem świadoma tego, że nieważne ile osób powie mi dziś o tym, jak diametralnie to wszystko się zmieni, to ja się na to nie przygotuję.

I w ogóle nawet nie chcę! Chcę się zaskakiwać w życiu. Chcę pozwalać sobie na to, że w pewne role wchodzę nieprzygotowana. I bez oczekiwań. I bez założeń. Tak zwyczajnie, spontanicznie.
Serio, czasem jak sobie gadam z ludźmi, to mam wrażenie, że my totalnie boimy się nieprzygotowania. Bo jak to nie wiedzieć? Jak urodzić dziecko bez pierdyliarda przeczytanych wcześniej poradników. Jak się hajtnąć bez wyjechanego w kosmos planera ślubnego. Żeby to wszystko było perfekcyjne i nie daj Boże, żeby nic nas nie zaskoczyło.
A niech zaskakuje. Bardzo proszę.
Czytając ten tekst miałam ciary. Uwielbiam Ulka, to że walisz wprost, że piszesz o czymś, co mnie też mocno dotyczy, że nie boisz się „o jej, a jeśli tu przyjdą przeczytają i będą wiedzieć, że to o nich, co ja wtedy biedna zrobię?”.
Jestem z tych co lubią być przygotowani, ale ciągle mnie coś zaskakuje i z tych zaskoczeń wynikają najlepsze rzeczy. Często o tym zapominam, dziękuje, że mi przypomniałaś. Dodam ten tekst do ulubionych, żeby czasami wracać, zwłaszcza jak ktoś będzie pokazywał mi tutorial ze swojego życia.
GENIALNE, UŚMIAŁAM SIĘ JUŻ W PIERWSZYM AKAPICIE…MIODZIO <3 kOCHAM TWOJE TEKSTY <3
<3<3